poniedziałek, 26 lipca 2010


z wiatrem będę mu posyłać pocałunki, wierząc, że wiatr muśnie jego twarz i szepnie mu do ucha, że ja ciągle czekam... i chodź żałośnie kończą mi się siły to nie potrafię pozbyć się tej głupiej nadziei, te pieprzonej myśli że wszystko się ułoży i że będzie z nawiązką nam w tej naszej miłości... To będą nowe czasy, te w których zawsze pierwsza łyżka Twego nowo otwartego jogurtu będzie należeć do mnie... głupia jestem, serce kłoci mi się z rozumem... cóż, zaczynam ten zbiór siebie, Nie jestem już tak perfekcyjna jak wcześniej, nie potrafię już tak pięknie żyć, nie potrafię szczerze się śmiać. Ale jestem. Wstaje z łóżka żeby przeżyć kolejny cholernie pusty dzień. Tęsknie i nie ma od takiej tęsknoty ucieczki. Trzeba by było uciec poza własne ciało, a nawet poza siebie. Upijać się? Spać całe tygodnie? Zapamiętywać się w aktywności aż do amoku? Modlić się nieustannie? PRZYJEDŹ to się nawrócę...



 





 



kocham go wciąż.

wtorek, 20 lipca 2010


 



kluski na parze w truskawkowym musie kojarzą mi się z dzieciństwem... uh jak dobrze do tego wrócić, polizać troszkę czasoprzestrzeń i oszukać ją, ona to lubi mimo wszystko. nie wiem czy to dobrze czy nie ale rzuciłam się właśnie na głęboką wodę... mam nadzieje że nie utonę a że do dna będę mieć dalej... NOWE ROZDZIAŁY dlaczego zawsze zmieniamy wszystko po starcie kogoś? wzięłam właśnie na siebie ogromną odpowiedzialność, 5 miesięczną ale już ją kocham... boję się jedynie przywiązać chodź to nieuniknione. PIENIĄDZE SZCZĘŚCIA NIE DAJĄ DZIECIACZKI. jestem pewna, ale jak już stanę na nogi to zacznę ich szukać. teraz mój umysł szuka spokoju.



buziaki



wasza niania Ania.



 

sobota, 17 lipca 2010


powietrze zatrzymało się w miejscu, mam takie dziwne wrażenie że jego gęstość pozwoliłaby na wycinanie go kawałek po kawałku... cóż chciałabym już trochę deszczu, trochę świeżości która pomogłaby zaczerpnąć mi trochę powietrza... moje płuca są już chyba tak małe że ledwo pozwalają mi oddychać, do tego zatkany nos, bóle kręgosłupa i niedomykalność zastawek, wszystko to jak na złość w te okrutne lato nie pozwala o sobie zapomnieć. pomijając moją kiepską sytuację zdrowotną, patrze za okno otwarte na oścież i widzę obraz który ocieka zielenią, kilka chmur na ospałym niebie i jakieś nabrzmiałe i zmęczone ciągłym byciem promyki słońca, widzę też jakiś kościół a jak się podniosę zobaczę stojące pod blokiem auta, prawie wszystkie w chyba modnym odcieniu czerwieni... nie wiem czy to jakaś sąsiedzka solidarność ale na całe szczęście moja rodzina nie czuje więzów z osiedlową wspólnotą i jesteśmy posiadaczami granatowego klasika. widzę też moje biedne akacjowe drzewko, umiera a ja nic nie mogę z tym zrobić... nigdy nie chciałabym opuścić tego miejsca. 





piątek, 16 lipca 2010


(mam to. chyba)  



 



potrzebuję trochę więcej tego rozgarniętego czasu, żeby na nowo uwierzyć. jednak póki co to wszystko jest zbyt ociekające jeszcze. nie chciałam sprawiać nikomu zawodu, ale ja nie mogę, nie mogę się zmuszać... (w domyśle chodzi o pana ZABARDZO) nie stać mnie na wymuskane gesty i słowa a po cóż mi bycie tylko dla bycia, ciągle przecież wierzę w wielką miłość. taką co przychodzi niezapowiedziana siada obok i nie pyta czy jesteś gotowy.     



matko! wydaje mi się że razem z Tobą (panie M) odeszła ode mnie łatwość pisania, nie ogarniam tych cudownych bzdur które dzięki Bogu mało kto czyta. chyba jestem wariatką z Zielonego Wzgórza. mam też prawie rude włosy i jeśli jeszcze i ja od siebie nie odeszłam to na imię mi Anna.   



 



powiem to czulej. 



ochujałam  



 



edit. http://www.youtube.com/watch?v=goTda42baIw&feature=related jestem swoim osobistym katem 



 



 

niedziela, 11 lipca 2010


 



teraz otwarły mi się oczy... właśnie sobie zdałam sprawę że to nigdy nie wróci, że już nic się nie powtórzy...



 



z każdym jebanym pieprzonym samotnym oddechem mam uczucie dziwne, jakbym wdychała pustkę w cały swój krwiobieg, w piersi w których już cię nie ma i teraz już nie wiem czy tylko za Tobą tęsknie czy może nadal cię kocham...



KUREWSKO.