czwartek, 22 grudnia 2011

22.12.2011- ciągłe wojny

i we mnie wojna. tragedia. wojny o przetrwannie, terytoria, o pieniądze,
o władzę, zło. wieczne bomby pod nogami coraz gorsze coraz bliższe...
tragedia. brat z siostrą, ojciec z matką, matka z córką. A może to tylko
moja głowa jest poligonem? a może to tylko moj dom jest śmiertelnym
domem, może tylko z naszych ust jak z pistoletów strzelają do siebie, a
może tylko nasze nogi uginają się pod odstrzałem i tylko nsze ciała
marnieją wiecznie od tej tragedii którą przynosi ktoś. a problem nie
jest w tym że tak sie dzieje ale że nikt tego nie zmienia... a przecież
dziś 22.12.2011.... mamo wybacz że ciągle uciekam, że mnie nie ma być
może jestem tchórzem albo po prostu staram się nie wsiąkać więcej w
siebie tego zła, przepraszam że mam żal którego nie umiem z siebie
wyrzygać od dawien dawna z nim trwam... przepraszam mamo że ja również
tnę cie czasem na kawałki, ale tak nauczyłam się bronić. przepraszam że
ciężko mi Cię kochać, ale wiedz że się uczę. siostro wiem, nie jestem
święta, nie pozjadałam wszelakich rozumów świata by wiedzieć najlepiej
ale wnikliwie obserwuje (taką mam rysiową naturę)  i nie ufam Twojemu
postępowaniu... bracie , sostro... może zbyt mało czasu ze sobą spędzamy
a może od tak nie mam nic złego do powiedzenia... tato, przepraszam że
tak ruchome są moje do Ciebie nastroje... nie wiem czy bardziej czasem
za coś cie nienawidzieć czy kochać... wszystkich was przepraszam za Te
słowa... może to wojna, którą w duchu sama wypowiadam. a może to próba
wzbudzenia pokoju... nie wiem. może powinniśmy przemówić pojutrze
bardziej ludzkim głosem. albo wykreślić ten dzień z kalendarza, bo coraz
mniej wiary we mnie.