a czy to ty tęsknisz za mną gdy wieje wiatr? i czy to ty szepczesz mu
'za oknem mróz, odmarznął nos, pocałuj go' ?
tak często tęsknie.
lubię zaczynać zdanie od 'lubię'
lubię dławić się słowami które mówią że jesteś mi bliski i
lubię gładzić Twoje czoło które pokazuje jaki bywasz zmęczony. Lubię oddychać
naszym wspólnym powietrzem kiedy tlenu jest nam zbyt dużo a siebie zbyt mało,
wciąż… i gdy moja twarz odtrąca swoją tajemnice a moje ręce tak niewiele znaczą
kiedy ich nie dotykasz i kiedy śnieg prószy mi na rzęsy a mróz mrozi uszy. Ty spoglądasz
na mnie okiem tym z tyłu głowy a ja właśnie wtedy śmieje się z Ciebie i ty to
widzisz chociaż nie patrzysz, i kiedy drażnisz mnie i mówisz że jestem ciamajdą
jak ten niebieski koleżka z bajki… a ja mam ochotę zrobić Ci krzywdę, ale taką
małą… no i wtedy gdy ćma siada ci na
brwi i tłumaczy że masz zasnąć a ty uparcie czekasz aż ja wrócę i dopiero wtedy
zasypiasz… i że czasem się boję a czasem
nie. Że mówisz mi co noc ‘dobranoc słonko’ TO TAKIE WAŻNE
a gdzieś tam gnieciemy się pochowani w swoich ciężkich łuskach... piszemy o sobie melodramaty, próbujemy tworzyć historię która spełniłaby nasze własne oczekiwania... jednak w życie naglę wkracza coś więcej... naglę wkracza cała sroga armia złych i dobrych emocji. stoją w nierównych szeregach czekając aż wyciągniesz po nie ręce i połkniesz żeby potem nimi rzygać... i naglę Twoja historia wypchana po brzegi spokojem znajduje też miejsce by wypełnić ci głowę poronioną kwintesencją chaosu... a w tym wszystkim najgorsze jest to, że i ty i ja wierzymy że to jeszcze jakoś się ułoży, że oni odnajdą antidotum.
rusz głową człowieku, nasze serce ma tą broń. tak rzadko proszę byś po nią sięgnął, tymczasem wiedz że krzyczę: 'zastrzel mnie'
niektórych rzeczy o mnie nie da się oswoić i ja to wiem i czuje że coś dociera wciąż do pkt w którym moje suche myślenie przylega jak dłoń do dłoni kiedy się człowiek zakocha... ono martwieje bo myślę teraz tylko o tym czy na prawdę miłość musi być jak partia kart w której wszyscy oszukują, mężczyźni by wygrać i kobiety by nie przegrać. czy wspólne bycie ma sens kiedy pragnie się kogoś lecz w trochę inny sposób, (jeśli wiesz co chce powiedzieć) to chyba już nie jest ten świat i nie ta siła co przyciąga.
monotematycznie ale przecież tak łatwo jest się pomylić kiedy po długim czasie sami już nie wiemy. i teraz widzę że wyświadczył mi przysługę, pozostawił mnie na wolności i nauczył, że będąc z kimś wcale nie trzeba żyć w klatce ciągłych zakazów.
nie próbuj mnie zrozumieć, rozlałam się a może ja to tylko sen?
wyimaginuj to sobie, potrafisz uwierzyć w te miłość?
Pamiętam już taką jesień co niczym innym niż chłodnym powietrzem nie wypełniała domu...pamiętam też tą w której wiatr lekko popychał mnie pod jego silne ramiona... jesienna acedia? że też ja właśnie muszę być tym Czwartym temperamentem Hipokratesa-Galena.
kurwości, ja na prawdę nie mam ani grama weny ostatnimi czasy.
JA: może jutro... kurewskie pierdolone jutro, a ja dziś chce ci rzec mój drogi że bywają takie noce w których brak tchu by westchnąć i zawsze wtedy
puszczam sobie farben lehren - rozkołysanka, bywają takie noce które
znaczą więcej niż te w których grzecznie kładziemy się do łóżek i
zwykle wtedy puszczam sobie Bebe - Siempre me quedara, ale bywają też
takie noce w których nie ma metafizyki jest tylko panująca chwila i wtedy
zależy czy przejawia przeze mnie dodatkowo złość czy smutek czy zwykła
tępa melancholia. właściwie to nie wiem o czym Ci pisać... jesteś tak
kurewsko daleko i ta odległość stwarza dla mnie taki mega duży dystans
emocjonalny i czuję że wiele nie mogę Ci powiedzieć bo bla bla bla...
bo wolałabym trzymać Twoją dłoń i mówić Ci jak bardzo pragnę
znaleźć ten jedyny uśmiech który pokocham i te usta które tak idealnie
nie będą mnie uwierać... i chciałabym żebyś ty mnie objął kiedy
będę płakać i swoją twardą brodą dając mi przyjacielskiego buziaka
podrapał mi czoło i w ogóle żebyś po prostu na mnie patrzył kiedy ci
sie zwierzam i pił ze mną wino dwa wina a może i trzy i śmiał się
potem ze mną do gwiazd bez powodu a może z powodu tego trzeciego wciąż
dopijanego i żebyśmy mogli skoczyć razem w kałuże i zatańczyć na
rynku walca... i właśnie dlatego kurwa tak bardzo teraz pisząc to
tęsknię i śmieje się w duchu z tego bo przecież to tak jakby sen jakby
czysta fantazja, moja fantasmagoria. czasami jestem tekstem, opowiadaniem i
chyba jednym z tych najcięższych słów i to takie kurewsko trudne kiedy
muszę wciąż dusić się w sobie, swoje słowa cisnące się na usta,
myśli bezustannie pchające się do głowy, chować. Swoją gotującą
się krew przełykać, sklejać rozpadające się emocje. i tylko czasem
modle się "przyjedź to się nawrócę, to uwierzę jeszcze raz"
wybacz mi ten mały pokaz tego co nasze światu! po prostu potrzebuje ujścia jakiegokolwiek, innego nie znam... wiesz że bywają takie chwile kiedy chciałabym napisać ci jak bardzo Cię kocham? a przecież Cię nie kocham?
czasami tak bardzo brzydzę i wstydzę się tego że jestem człowiekiem... kurwa mać! i nie potrafię pojąć dlaczego życie działa dla wielu tylko w jedną stronę i w jedną stronę tylko patrzą swymi zbrzydłymi mi już głowami. tak jak krety widzą tylko w ciemności tak oni widza samą ciemność... 'w jedną stronę' mam na myśli gdy mówię np o krzywdach i ich odbiorze... czasami naprawdę wiem że mogłabym czegoś nie mówić ale zwykle już po czasie, jednak kiedy zdaje sobie sprawę ile słów złych ja usłyszałam niby się nie przejmuję, chyba że w tym wszystkim chodzi o przyjaciół, których ja nie okłamię, ale którzy widać prawdy mej nie chcą bo ich uraża w jakkolwiek niepojęty dla mnie sposób, zwłaszcza gdy dobrze sami ją znają... za parę chwil nawet właśnie tym najbliższym nie będzie można powiedzieć co naprawdę się myśli ze strachu przed obrazą. a obrażanie się moim zdaniem to tylko brak dojrzałości, brak gotowości do konstruktywnego przyjrzenia się sytuacji.
czasem warto pomyśleć o tym, zanim ogarnie was ochota na kogoś w chuj się wyjebać... zanim będziecie chcieli odwrócić się dupą i nie rzec nawet 'cześć' na pożegnanie (z głupiego powodu...)
mnie przyszło internetowo bo inaczej szansy nie dostałam powiedzieć że przepraszam za może zbyt dosadne wyrażenie własnej opinii.
ach wszystko chuj!
ta kobieta pachniała nocną mgłą i jaśminową herbatą z syropem truskawkowym...
jesień malowała jej twarz kasztanowym kolorem a usta otulała promieniami przebijającymi się z pod zżółkłych liści. zadziwiające jak bardzo kształt jej ust nie uwierał. był doskonale idealny i wpasował się w jego nie wiele mniej idealne. ta kobieta żyła mną i we mnie, jej smutne oczy często potrzebowały wilgotnych miejsc w których mogła pozwolić sobie na rozlew emocji na wiarę że jest zwycięzcą chodź po drodze wiele przegrała... na wiarę w tą pieprzoną miłość i samą ideę jej istnienia
i tylko czasem jeszcze czas tak pechowo ich o siebie ociera jakby chciał jej przypomnieć żeby nie zapominała
szum szeptów posklejanych w jedno który obija się o uszy i oparte o brodę dłonie, a może broda oparta o nie? widziałam go 5 min później, przemknął obok ale nie chciał mnie widzieć. Jego kurtka... Boże, ja czuje jej zapach. (coś poszło nie tak.) puk puk puk puk uderza, prawie wyrywa się z pod skóry... głupie serce! A on ten sam, jeszcze poznaję, jego męskie ramiona i ten dziwny chłód... znikał powoli w oddali ale potem znów pojawił się... oparty o słupek czekał i palił pewnie miętowe marlboro... pamiętam jak pachniał dymem i jak kochałam czuć że jego ręce są blisko... wtedy wiedziałam że go kocham. wszystko jak w filmie, noc, on, ja.? jednak życie jest bardziej pechowe. nie czekał na mnie...i nigdy już nie zapalę z nim na pół.
Powiedz
jak wypada
prosić o ciszę…?
szeptem?
Szept jest taki głuchy
A krzycząc ciszę krzykiem zagłuszę.
o, słyszę dzwony które chwalą głosem dźwięcznym i
cichną...
jak wtedy gdy mieszasz cukier w herbacie
z nadzieją że się rozpuści.
Ton który echem obija się o szkła ciemności
Nigdy nie zacznie być tonem który rosę budzi
A my marnie pośniemy
I nie będzie nam dane wtedy
Trzymać dłoni swoich.
Poranek nie zbudzi nas na nowo
Wtulonych w siebie
Jak w koce.
Lecz jeśli kiedyś powrócisz
Przykryj mnie pocałunkiem
I odejdź.
Nie budź mnie na nowo.
rozpłaszczyłam się na łóżku jak jakaś foka i oddycham póki mogę, czystym świeżym powietrzem, tylko moim, tylko i wyłącznie. spróbuj tak jak ja mocno się zaciągnąć, byś poczuł że znów życie wpływa w Ciebie bezczelnie mocno i nie pyta czy jesteś gotów. przypomniałam sobie że ja przecież taka jestem, mocno niezależna... że lubię tańczyć na stole, że kocham naturę, Kraków i mleczną kawę z rana, doprawioną mentolowym papierosem. przypomniałam sobie że mam dużo siły, że póki walczę będę zwycięzcą. dobrze że w głowie mam taką pustkę o której nawet nie śniłam i której możecie mi pozazdrościć.
Kiedy wreszcie odszedłeś
zielony czajnik
długo śpiewał radosna melodię
aż pokrywka tańczyła
Zaczęłam chodzić
po ścianach
Nikt nie mówił
Co robisz
Normalni ludzie
nie chodzą po ścianach
Potem karmiłam
głodną podłogę
sypiąc w szpary
cukier
Mieszałam głośno herbatę
a szklanka dźwięczała
jak dzwonek
zagubionej w górach owcy
chcę ocierać delikatnie swą twarzą o twoje plecy i opuszkami palców zwiedzać twe ciało, chcę skamlać ci do ucha o miłości i szeptać jak mnie uszczęśliwiasz, chce krztusić się twoim nadmiarem i aż do porzygania po prostu być, chcę uwierzyć w uczucia i płakać z nadmiaru emocji, chcę kłócić się z tobą i iść z tobą do łóżka. całować twoje włosy i wąchać twoje koszule, chce dla ciebie gotować spaghetti i prać ci skarpetki, robić kolacje i czekać na twoje śniadania, chce siedzieć na schodach pijąc z tobą mleczną kawę. chce cie czuć obok, żyć z dnia na dzień, nie myśleć o jutrze. wiedzieć... że mimo wszystko będziesz mnie kochać.
lecz póki co z tego 'chcenia' pozostało mi mijanie się z czasem, dostrzeganie nanosekund i płaszczenie się, w kółko mówiąc o straconej miłości. pozostały mi chwile na samotny oddech i na ogarnianie resztek za nim zjawi się ktoś kto przecież mógłby pomyśleć że jest tylko przedłużeniem jego bycia. pozostało mi by aż do wyrzygania powtarzać sobie :"dla mnie umarłeś"
auć. to zabolało.
już wszystko zaczyna mieć ręce i nogi. staram się jak mogę by się poukładać, byłam nawet w nie do końca moim miejscu na ziemi w którym rok temu dzieliłam z Tobą cudowne chwilę i........? dałam radę! chodź wspomnienia gryzły mnie mocno i chodź w noc upodleń płakałam jak dziecko. ja wiem że minie ale czuję że muszę o tym mówić, że muszę to z siebie wszystko wyrzucić... wypłakać, wyrzygać... i NIE WIEM ILE JESZCZE
co do wyjazdu, za każdym razem gdy tam jestem poznaję coś nowego, odkrywam nową rzecz o sobie i o ludziach którzy tam ze mną są... ten wyjazd był stanowczo tym najpiękniejszym ze wszystkich i pękło mi serce kiedy spakowałyśmy nasze nowe kapelusze, torby i aparat, ucałowałyśmy na pożegnanie babcię i odjechałyśmy, pękło mi serce na milion małych kawałków.
chce żyć z myślą że jeszcze tam wrócę. i cieszyć się tym.
z wiatrem będę mu posyłać pocałunki, wierząc, że wiatr muśnie jego twarz i szepnie mu do ucha, że ja ciągle czekam... i chodź żałośnie kończą mi się siły to nie potrafię pozbyć się tej głupiej nadziei, te pieprzonej myśli że wszystko się ułoży i że będzie z nawiązką nam w tej naszej miłości... To będą nowe czasy, te w których zawsze pierwsza łyżka Twego nowo otwartego jogurtu będzie należeć do mnie... głupia jestem, serce kłoci mi się z rozumem... cóż, zaczynam ten zbiór siebie, Nie jestem już tak perfekcyjna jak wcześniej, nie potrafię już tak pięknie żyć, nie potrafię szczerze się śmiać. Ale jestem. Wstaje z łóżka żeby przeżyć kolejny cholernie pusty dzień. Tęsknie i nie ma od takiej tęsknoty ucieczki. Trzeba by było uciec poza własne ciało, a nawet poza siebie. Upijać się? Spać całe tygodnie? Zapamiętywać się w aktywności aż do amoku? Modlić się nieustannie? PRZYJEDŹ to się nawrócę...
kocham go wciąż.
kluski na parze w truskawkowym musie kojarzą mi się z dzieciństwem... uh jak dobrze do tego wrócić, polizać troszkę czasoprzestrzeń i oszukać ją, ona to lubi mimo wszystko. nie wiem czy to dobrze czy nie ale rzuciłam się właśnie na głęboką wodę... mam nadzieje że nie utonę a że do dna będę mieć dalej... NOWE ROZDZIAŁY dlaczego zawsze zmieniamy wszystko po starcie kogoś? wzięłam właśnie na siebie ogromną odpowiedzialność, 5 miesięczną ale już ją kocham... boję się jedynie przywiązać chodź to nieuniknione. PIENIĄDZE SZCZĘŚCIA NIE DAJĄ DZIECIACZKI. jestem pewna, ale jak już stanę na nogi to zacznę ich szukać. teraz mój umysł szuka spokoju.
buziaki
wasza niania Ania.
powietrze zatrzymało się w miejscu, mam takie dziwne wrażenie że jego gęstość pozwoliłaby na wycinanie go kawałek po kawałku... cóż chciałabym już trochę deszczu, trochę świeżości która pomogłaby zaczerpnąć mi trochę powietrza... moje płuca są już chyba tak małe że ledwo pozwalają mi oddychać, do tego zatkany nos, bóle kręgosłupa i niedomykalność zastawek, wszystko to jak na złość w te okrutne lato nie pozwala o sobie zapomnieć. pomijając moją kiepską sytuację zdrowotną, patrze za okno otwarte na oścież i widzę obraz który ocieka zielenią, kilka chmur na ospałym niebie i jakieś nabrzmiałe i zmęczone ciągłym byciem promyki słońca, widzę też jakiś kościół a jak się podniosę zobaczę stojące pod blokiem auta, prawie wszystkie w chyba modnym odcieniu czerwieni... nie wiem czy to jakaś sąsiedzka solidarność ale na całe szczęście moja rodzina nie czuje więzów z osiedlową wspólnotą i jesteśmy posiadaczami granatowego klasika. widzę też moje biedne akacjowe drzewko, umiera a ja nic nie mogę z tym zrobić... nigdy nie chciałabym opuścić tego miejsca.
(mam to. chyba)
potrzebuję trochę więcej tego rozgarniętego czasu, żeby na nowo uwierzyć. jednak póki co to wszystko jest zbyt ociekające jeszcze. nie chciałam sprawiać nikomu zawodu, ale ja nie mogę, nie mogę się zmuszać... (w domyśle chodzi o pana ZABARDZO) nie stać mnie na wymuskane gesty i słowa a po cóż mi bycie tylko dla bycia, ciągle przecież wierzę w wielką miłość. taką co przychodzi niezapowiedziana siada obok i nie pyta czy jesteś gotowy.
matko! wydaje mi się że razem z Tobą (panie M) odeszła ode mnie łatwość pisania, nie ogarniam tych cudownych bzdur które dzięki Bogu mało kto czyta. chyba jestem wariatką z Zielonego Wzgórza. mam też prawie rude włosy i jeśli jeszcze i ja od siebie nie odeszłam to na imię mi Anna.
powiem to czulej.
ochujałam
edit. http://www.youtube.com/watch?v=goTda42baIw&feature=related jestem swoim osobistym katem
teraz otwarły mi się oczy... właśnie sobie zdałam sprawę że to nigdy nie wróci, że już nic się nie powtórzy...
z każdym jebanym pieprzonym samotnym oddechem mam uczucie dziwne, jakbym wdychała pustkę w cały swój krwiobieg, w piersi w których już cię nie ma i teraz już nie wiem czy tylko za Tobą tęsknie czy może nadal cię kocham...
KUREWSKO.
nie czujesz a może po prostu nie chcesz czuć, bo zapach ten narasta i jakby tak po prostu przypomina Ci o uniesieniach które miały tu miejsce... a które miejsca tu mieć nie powinny. to proste, chcesz ale nie masz a jak masz to nie chcesz. a głównie o to chodzi że ciągle w życiu coś podważasz, i nawet sam siebie tak dziwnie maskujesz że chcąc czy nie chcąc nigdy nie dosięgniesz swoich ideałów bo co było by potem? bo do kurwy zadajesz sobie te jebane pytania, pytania pytania. a pomyśl... gdyby tak skończyć z pytajnikami? gdyby tak światu zakazać pytać? i wszystko byłoby niespodzianką... ale czy ty i twoja głupia głowa dalibyście sobie z tym radę? no bo przecież tak bardzo niedoskonały jest człowiek że zgubił by się na prostej drodze 300 razy gdyby nie zapytał "w którą stronę do..." i jeśli wydaje ci się że nie posiadasz uzależnień to zadaj sobie pytanie, sam siebie zaskoczysz.
czasami każdy może zapomnieć po co istnieje wszechświat... zwłaszcza kiedy zaciąga się dymem i upija energetyzującymi napojami o smaku bliżej nie określonym. wszystkie kształty pieprzą reguły, koła są bardziej prostokątne a prostokąty bardziej koliste... ah pierdolisz aniu, ale lubisz to... jasne że lubisz pierdolić zwłaszcza kiedy nie ma ani składu ani ładu to wszystko bo to znak że o niczym poważnym i sensownym nie myślisz, a nie myślenie czasami bywa najcudowniejszym załatwieniem problemu, oczywiście nie uważam że wszystko co złe nagle zniknie, ja po prostu ufam przeznaczeniu i myślę że co ma być to będzie. bez zbędnego załatwiania.
Open me up and you will see
I'm a gallery of broken hearts
ej tak jest lepiej... i nie żartuje ;)
po prostu czuje że mogę, że kurwa nie jest już szaroburosukowato. że jest czym oddychać że kiedy łapie haust powietrza nie krztuszę się tylko spokojnie tępa do życia mi napływa i chęci i ojojoj nie mów mi jak tak się da? albo jak tak można? ja po prost chcę być sobą chce żyć a nie umierać z Tobą czy bez Ciebie...
wszystko zaczyna się na nowo.
ja sobie już wszystko poukładałam, wczoraj, kiedy kolejny raz przekonałam się jaki jesteś niedojrzały. i jest mi tak cholernie lepiej, teraz zaczynam czuć że na prawdę dam radę. oczywiście że jeszcze nie raz sobie poszlocham, kurwa, ale to takie zwykłe, przeżyłam z Tobą coś i nic, zresztą teraz wiem że to takie nieważne czy to rok czy 5 lat czy 20 jak się przywiążesz do kogoś to choćby chuj na chuju nie będzie to dobry początek nowego rozdziału ale czas goi rany. Tak! wszystko będzie dobrze... ach
ręce mi drżą...
znam na pamięć Twój zapach, miękkość skóry na brzuchu i policzkach.
drży mi serce...
nie oddycham bo cisza mnie nie przeraża dziś, nie oddycham bo nie wiem czy pragnę jutra. nie oddycham bo wciąż jeszcze nie wiele wiem o sobie samej wciąż wolę krążyć w Tobie, oddychać kiedy jesteś obok, ty filtrujesz mi powietrze
drżę cała, caluteńka
bo jest mi kurewsko zimno bez ciebie, bo trzyma mnie przy tobie całe dobro i całe zło, trzyma mnie wiara i nadzieja. i nie wiem sama już nie wiem jak mocno Ciebie kocham że ciągle trwam że tyle we mnie sił by to wszystko ubrać w ręce w nogi i całością siebie zaspokajać że wszystko jest. w porządku. ale właściwie jakby tak spojrzeć we mnie to jestem szczęściem całym i wiatrem i wodą która wirem we mnie płynie...
ach
ty mi suszysz łzy, zalepiasz serce, ty mnie dobrze trzymasz. konserwujesz mnie.
ocuć mnie tylko jeszcze. amen
mam trochę temu z góry do zarzucenia, i mowie to bo go kocham, bo nauczono mnie tej miłości chodź gdzieś trochę jej utraciłam...pora jednak uklęknąć ze spuszczoną głową ale nie, nie tu przecież nie o to chodzi, muszę zrobić to zupełnie sama. pora oddać mu swoje żale za coś przeprosić i za coś pewnie też podziękować...
z nim jak z Tobą lecz wierze, że wszystko poukładamy... że normy znów staną się normami że w głowie znów zrodzi się nadzieja a w sercu odmieni się miłość, nabierze nowych pokładów sił... znów góry będziemy przenosić a nasze spojrzenie rozpali wielki ogień. uklęknijmy tylko przed sobą.
a ty deszczu ...........(w tej notce nawet mi nie wypada)
ludzie rzekną że nieba szaleją, a ja? kocham ten deszcz co spada na ziemię... i ten grzmot tam gdzieś w przestrzeni co trzaska by móc uwolnić się od tej bitwy nieszczęsnej między zimnem a ciepłem... tak kurwa chciałabym nawiązać do siebie ale nie jestem poetą pięknie w to nie przejdę... po prostu mam tak samo? no wiesz. patrze za okno skupiam się liczę jak daleko ode mnie jest ta wojna i po mnie to wszystko tak samo spływa... odchodzę gdzieś daleko, to takie cudowne wiedzieć że wolność jest przy tobie że możesz krzyknąć 'moja głupia głowa jest pusta, wolna od myśli' najstraszniej ma się w tym wszystkim serce, jego nie potrafię pominąć...
Miłość cierpliwa jest[...]
nie unosi się gniewem[...]
wszystko przetrzyma.
Miłość nigdy nie ustaje
jeden wieczór jebany i tyle można o sobie się dowiedzieć, od ludzi obcych i całkiem obcych... pomińmy. Mimo wszystko jestem mega wyczerpana pozytywami, gdyby tylko spadły na mnie z nieba siły witalne. (haha właśnie przypomniało mi się coś, nie opowiem wam o tym). głównie myślę sobie że to wszystko teraz musi minąć.
zasiadłam.
chyba jest poniedziałek a mnie chyba mój czasowstrzymywacz przypomina która jest właśnie godzina, ogółem chciałam napisać cokolwiek a więc szczerze wątpię w jakikolwiek przekaz artystyczno-moralny mojego owego tekstu który właśnie jakoś sam się kreśli.
ok I'll start again.
moje krwisto czerwone paznokcie migają mi przed oczami, lubię to i ten cichutki stukot klawiatury... otwarte okno dostarcza mi sporą dawkę świeżego powietrza, a deszcz przypomina że niedawno przyszła do nas wiosna... (lubię i to.) chciałabym by było tylko troszkę inaczej, żeby przyszły do mnie odmienne stany świadomości i nowe pokłady energii którą dawało mi tamto lato. (wszystko przed nami, kochanie.)
zapraszam pana na kawę i ciasteczko z wisienką którą będę nie jako ja sama... ale nic za darmo ty oddaj mi te chwile kiedy do reszty nie miałam nam nic do zarzucenia...
that's all / dla tych którzy mnie znają i będą czytać to gówno: u mnie i u m wszystko gra, to tylko ja trochę gdzieś się pogubiłam, zatęskniłam za byciem niedosięgalną kobietą... suką którą teraz nie wypada mi być, bynajmniej dla tego właśnie jednego z mężczyzn.
bo inni mówią " Anka jesteś super laską i zerżnął bym Cie na stole ale nie bądź nawet czasem taką wredna cipą"
zasłużyłam na dużego buziaka mój drogi...
i czuje dziś to niebo które jak nigdy przemawia do mnie ludzkim głosem, tłumaczy mi że wiarę w cuda (które już się zdarzyły) wszyscy mamy we krwi... szkoda że nie zawsze wierzymy w cuda które zdarzyć się dopiero mogą. kurwa właściwie zasłużyłam na wiele więcej, zrobię sobie gorącą kąpiel... kawę czy herbatę albo koktajl truskawkowy i będę lenić się dopóki nie przyjedziesz... takie małe oszustwo wobec tego cholernego świata.
na dziś dziękuję.
ps. właśnie dziś czuję też swoją ogromną dupę w którą wszyscy mogą mnie pocałować
czekam na Ciebie dniami nocami, czekam.
zabierz mnie kochanie tam gdzie na drzewach rośnie cynamon kardamon anyż... pogłaszcz mnie po czole, złap za dłoń, daj dużego słodkiego buziaka mym włosom, one pachną wiosenną nadzieją że wszystko się ułoży że wszystko kiedyś przestanie istnieć prócz nas... obiecaj mały domek gdzieś na skraju lata żeby słońce tuliło mnie rankiem i delikatnie łaskotało w szyje budząc... wieże melancholii raz na ruski rok i też taką wieże która muzyką otuli me zmysł kiedy będziesz trzymał głowę opartą na mym ramieniu i wtedy razem będziemy patrzeć w okno a za oknem cały świat nie będzie istnieć... a potem zrobimy kawę i będziemy pić ją do rana i dym cynamonu który dla mnie zerwiesz i wsypiesz do kawy przypomni nam 'kiedyś'... a potem wanna pełna puchu rozgrzeje nasze zimne stopy... i zaśniemy wtuleni w siebie spokojnie. wiedząc że nasze serca faktycznie są nasze.
popukam tu jeszcze w pancerne drzwi
pomalowałam się dziś wyjątkowo ładnie, wyjątkowo ładnie ubrałam i nie zrobiło to na mnie samej wrażenia, może tęsknie znów za tym spojrzeniem które wiodło się za mną powoli, zatrzymywało blisko kołnierzyka i szemrało ciepłem w okolicach karku... dając poczucie wartości, może tęsknie za obcym słowem 'pięknie wyglądasz' albo za skradzionym pocałunkiem częstym i nie częstym i za skradzionymi spojrzeniami, za życiem z ukrycia a nie w ukryciu i za karmelowymi cukierkami które ssie się do samego końca... za wiosennymi powiewami miłosnego wiatru, może tęsknie za tknięciem przypadkowym czy otarciem o jakąś część mego ciała. może tęsknie za zimnym oddechem i za słowami które już nic nie znaczą... za latem które mnie rozbiera,za jesienią która uspokaja i zimą która ochładza zmysły. może tęsknie za samą sobą... no a na pewno za Tobą. za każdym pieprzonym razem gdy mówisz mi do widzenia
myśli i wspomnienia pochowałam gdzieś, czasem tylko przez głowę przemknie mi no coś... nie wiem co. oddycham ciężko, coraz ciężej, mam płuca ale nie w stanie. i jestem suką. znów szukam węchem. wiem to, wiem jak to źle. ale kocham zapachy... migdały, konwalie, migdały, konwalie, migdały, konwalie... w sumie tak jak kiedyś ale wtedy było tylko szaro buro sukowato a teraz jest szaro nie jest buro ale jest sukowato... jestem świadoma ile tu enigmatycznych snów słów pocałunków i przez tą świadmość sama nie wiem o co chodzi. Bóg zapłać...za nic
boje się
jestem manekinem demonstracyjnym, monstrum, nie chce cię znać. nie budź mnie do życia, ku chwale chwalę swoja przyszłość ubolewam nad przeszłością, bo minęła, a ja kocham tradycjonalizm. dobrze mi tu gdzie jestem i nie zamierzam opuszczać swojego kulawego ośrodka. spuszczam tylko swą nie czystą krew a siły witalne powracają. oto ja. doceń co masz. kochaj żebym umiała kochać
a że przyszedł podły dzień w którym to nie ja wstałam lewą nogą ale chyba wszyscy dookoła, to nie zwykle bardziej niż zwykle mam ochotę na herbatę, moje 4 ściany, łóżko i Marie P. no więc siedzę otulona w błogiej ciszy którą w sumie słyszę, chociaż trochę burzy mi ją stukanie klawiatury i odgłosy zza ściany. ogółem "nie pierdol" bo jest spoko. (uhu) A więc jestem trochę roztrzęsiona i rozentuzjazmowana (i nie wcale nie chce pokazać jakim jestem humanistą super ej, ja na prawdę potrafię wypowiedzieć to słowo i nawet wiem co ono znaczy). 'pieprzył że jabłko jest jak wolność' no spoko ale nie chciałabym zawiesić się na płocie tylko temu że chce być wolna... a w ogóle jaki chuj mi to zapewni że mnie jabłko jakieś zbawi... zresztą zima jest nie ma jabłek...
ok, w głowie mam cygański zajeb. prawda. ale i co z tego?
i dlaczego tak jest że na większości zdjęć które uwielbiam jesteśmy w trzy, w zjebane trzy. i dlaczego jestem jakimś pieprzonym czarnym baranem w tej nie zdrowej rodzinie. i dlaczego mój świat musi się mieścić w 24h dziennie. i dlaczego budzę się by żyć z Tobą a ciągle jeszcze żyje obok Ciebie. i dlaczego świat kuleje na obie nogi. i dlaczego wszystko opiera się nie na współpracy ale na samo-istnieniu, ale jeśli chodzi o przekierowanie mego mózgu w inne strony i ku innym priorytetom cały świat zgrywa się by być przeciwko mnie (czyli jednak da się) i nie wiem dlaczego ciągle staram się uszczęśliwiać nie siebie ale wszystkich w koło i do cholery dlaczego w mojej małej myślę głowie mieści się tyle złych chwil które wciąż kują mnie w serce i które ciągle przeżywam jakby to wszystko było wczoraj. i dlaczego jutro jest takie chwiejne, a nawet dziś nie powiem co zaraz się wydarzy bo przecież może nagle jakiś chuj jasny mnie strzeli.
dlatego
wystarczy powtórzyć sobie z dziesięć (tysięcy) razy "będzie kurwa tak jak chcesz żeby było" i gładko cisnąć do przodu, jakby nie istniał opór. dziś suki schowały się w ciasnej szafce 6:19 i siedzą tam i będą siedzieć i oddychać kradzionym powietrzem... które jak nigdy pachnie śmiercią... śmiercią sumień ludzkich. był już niestety rok 1944 ale nic się nie zmieniło, nadal jesteśmy bezdusznymi hitlerowcami. kradniemy ludziom ich naturę tworząc sobie obraz idealnie dopasowanych norm... a chuj z normami! ja mam w normie wszystkie bezpieczniki i moje serce tyka równo, i to mnie boli najmocniej że jestem tylko emocjonalnym roztopem. i buzują we mnie uczucia, cała masa uczuć i właśnie dlatego tak bardzo się boję. i dlatego tak mocno mnie boli.
jutro zapewne znów otworzę oczy, spojrzę na swój blady sufit i potykając się powstanę, jak co dzień... poduszka ciągle będzie zbyt mokra od całonocnych łez a ten huk rozlepianych w mojej głowie myśli opuści mnie nieprędko. cóż za nie takt, niefart cóż za nie istotny błąd. Będę ciągle obijać się o szkła ciemności jak ćma (nocny motyl) i kiedy mnie zostawisz, na zawsze, nic nie powiem trzepotem tylko wtulę się w swój ciepły sweter by nie myśleć że samotnie spędzę resztę życia że nie będziesz mnie kochać już, a łzy schowam w dłoniach i zamknę oczy by zapamiętać ciebie lepiej...
(dziś będę modlić się by nigdy to się nie spełniło)
jak to czytasz to powiem też że i ty sprawiasz mi przykrość. (ale 'widocznie nie jest dana nam przyjaźń')
tak to już właśnie jest, kobiety (nie wszystkie) myślą rozsądnie a mężczyźni to nie wiadomo jak, ale rozsądku w ich myśleniu mało chyba że są super extra i są przy nas zawsze! a jak nie są to chuj im w nos bo są do dupy! kurwaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa ale ciekawe ile tego zawsze mieści się w 'jestem zawsze' a ile zawsze mieści się w 'jestem zawsze kiedy mnie potrzebujesz'
all right, these are my sick paranoia, Darwin's theory
shit!
niesamowicie słodkie doznanie którym póki co rozkoszuje się jedynie ma nadzwyczaj bujna wyobraźnia, no bo codziennie marze o tym żeby zniknęła powierzchnia ziemi i byśmy przepadli w nicość... sam na sam posmakowali trochę własnego gruntu pod nogami, dowiedli co tak na prawdę o sobie wiemy i kim chcemy dla siebie być...do imentu kochać. wietrze obejmij mnie.